Jedno z popularniejszych praw Murphego głosi, że Jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne środki zapobiegawcze, to źle pójdzie coś innego. Można to prawo swobodnie przypiąć do wydarzeń ostatniej soboty. Otóż, przed biegiem na 10km w Grand Prix Warszawy tłukłem tempówki - dwusetki, czterysetki, tysiące, żeby zapobiec lekkiemu spadkowi formy, która przytrafiła mi się w wakacje. Podziałało - biegło się lekko, a nowa życiówka cieszyła. Ale cieszyła tylko przez parę godzin... bo jak się później okazało została przypłacona chorobą.
Najpierw drapanie w gardle, ból głowy, temperatura, później kaszel i katar. Wizyta u lekarza i L4 do czwartku. Diagnoza - głupota. Po skończonym biegu nie przebrałem się, nie założyłem kurtki, naraziłem spocone ciało na natychmiastowe ochłodzenie w temperaturze 15 stopni.
Do niedzielnego półmaratonu mam być na nogach. Ale poniedziałkowy trening funkcjonalny opuściłem, miałem w planach jeszcze 2 treningi szybkościowe. Może 1 krótki uda mi się zrobić w czwartek. Bo w piątek i sobota to nabieranie świeżości.
A w niedzielę najważniejsza dla mnie impreza biegowa tego sezonu. I oby inne znane prawo Murphego Anything that can go wrong will go wrong (Jeżeli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie) nie zadziałało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz