Grand Prix Warszawy to cykliczne zawody odbywające się na dystansie 10km w różnych miejscach Warszawy. Biorę w nich udział, odkąd szczęśliwie odkryłem ich istnienie - a było to w kwietniu tego roku. W cyklu GPW ściga się wielu wyśmienitych biegaczy, głównie z Warszawy i okolic. Nie jest to bieg uliczny i nie blokuje miasta, a liczba zawodników z reguły nie przekracza 400 osób.
Na starcie |
Dzisiejsze zawody miały dla mnie ogromne znaczenie z wielu powodów. Primo, był to pierwszy bieg jesieni, mimo, że mamy jeszcze kalendarzowe lato. Secundo, sprawdzian formy po obozie biegowym i treningach funkcjonalnych "crossfit", a tertio - trening szybkościowy przed półmaratonem w Łowiczu. Kolejną sprawą jest miejsce dzisiejszego biegu - Las Kabacki. Co prawda 5 lat mieszkałem na Ursynowie, ale nigdy nie było mi tam po drodze. Moja znajomość Kabat kończyła się na Tesco na Kabatach. I muszę powiedzieć, że Las Kabacki przypadł mi do gustu.
Ale o zawodach, racja. Pojechałem na Ursynów wcześniej, na wypadek, gdyby związkowcy pikietujący dziś w Warszawie mieli pokrzyżować moje plany. Na szczęście i Targówek i Ursynów były rano przejezdne. Docierając na miejsce startu o wiele wcześniej, miałem ponad godzinę na zrobienie rekonesansu trasy, dzięki czemu wiedziałem gdzie spodziewać się kałuż, gdzie korzeni a gdzie kamieni. Przed zawodami wzmocniłem się jedynie izotonikiem domowej roboty (miód, cytryna i sól).
Wystartowaliśmy o 11. Marzyłem dziś o złamaniu 45 minut, co byłoby poprawą życiówki o minutę i 35 sekund. Wiedziałem, że jest to w moim zasięgu.
Tuż po starcie |
Wystartowałem spokojnie. Pierwszy kilometr to oczywiście boksowanie się z wolniejszymi zawodnikami, którzy ustawili się jak zwykle w linii startu szybkiego. Plus omijanie kałuż. Mimo to pierwszy kilometr w 4.29. Postanowiłem trzymać to tempo. Drugi kilometr był jeszcze szybszy 4.16. Czułem, że to może się to skończyć albo bardzo dobrze albo bardzo źle. Ponieważ moc była, nie zwalniałem, ale też nie przyspieszałem. Między 2 a 3 kilometrem wyprzedził mnie Łukasz z obozów, zwany dalej Pacemaker'em. Pacemaker, z tego co pamiętam, ma za sobą kilka maratonów i w najbliższym, w Poznaniu chce pobiec poniżej 3h 30 min. Postanowiłem się go trzymać i nie kontrolowałem już tempa samemu. Wiedziałem, że jest dobre, a każdy kolejny kilometr pokonywałem w czasie ok. 4.20-4.30. Na półmetku byłem wciąż blisko mojego Pacemaker'a. Modliłem się, żeby nie dopadł mnie Kryzys. Zwykle zdarza mi się to między 5-7 km. Choć miejscami czułem jego oddech na plecach to tym razem albo mnie ominął albo przybrał łagodną, wręcz niezauważalną postać. Między 5-8 km dystans między mną a Pacemaker'em się powiększał, wciąż jednak miałem go w zasięgu wzroku. O dziwo nikt nas nie mijał, my natomiast mijaliśmy wielu zawodników. Gdy minąłem ósmy kilometr mój mózg przestawił się na tryb 'finiszu'. Od wtedy bieg rozgrywał się już tylko w głowie, nogi i pozostała rzesza mięśni całkowicie się podporządkowały. Zdołałem minąć kilku zawodników. Na ostatnim kilometrze depnąłem jeszcze mocniej. Wyprzedzałem kolejnych finiszujących. Od 3go kilometra kiedy to wyprzedził mnie Pacemaker, nikt inny już nie zdołał powtórzyć jego 'osiągnięcia'. Ostatnie 2 km pokonałem w średnim tempie 3.55 min/km.
Na metę wpadłem z czasem 43.05. Był to czas o 3 min 30 sek lepszy od poprzedniego - z biegu czerwcowego. Byłem zadowolony. Jeszcze bardziej cieszyło mnie to, ze nie pobiegłem na 100% możliwości i że ten czas mogę złamać w kolejnym biegu z cyklu GPW - 5 października.
Do tego czasu mam półmaraton w Łowiczu, 2 treningi funkcjonalne i w planach kilka tempówek.
Ostatnie treningi szybkości na bieżni, obozy biegowe i crossfit przynoszą rezultaty.
Forma idzie w górę ! :)
A, Pacemaker? zdołałem utrzymać kontakt wzrokowy z nim do końca biegu. Wpadł na metę około 30 sekund przede mną, czyli końcowy dystans między nami musiał wynieść jakieś 200 metrów...
A, Pacemaker? zdołałem utrzymać kontakt wzrokowy z nim do końca biegu. Wpadł na metę około 30 sekund przede mną, czyli końcowy dystans między nami musiał wynieść jakieś 200 metrów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz