sobota, 31 sierpnia 2013

25 km na 29 urodziny

Gdy przeglądałem pewnego razu terminarz imprez biegowych w 2013 roku, ten bieg na 25 kilometrów rozgrywający się 31 sierpnia od razu wpadł w mój wirtualny kalendarz. 31 sierpnia to od 29 lat nieodmiennie data moich urodzin. Lepszego prezentu na urodziny nie mogłem sobie chyba sprawić, bo co sprawia biegaczowi większą frajdę niż bieg w zawodach?

Plan o udziale w 35. PZU Maratonie Warszawskim wziął w łeb już dawno temu. Nie oznacza to, że ten sezon został już zakończony. Do końca roku planuję pobiec jeszcze w około 5-6 dyszkach i 2 półmaratony. Ze wszystkich planów nie można rezygnować, a 25 km. to fantastyczny trening i próba przed połówką w Łowiczu 22 września. 

Nie do końca pewny tego co robię, bo przecież dotychczas w zawodach biegałem tylko 10 km, postanowiłem spróbować swoich sił. Bieg odbył się w Lesie im. Jana III Sobieskiego w warszawskim Wawrze. Lecieliśmy 5 pętel po 5 km. Korzystając z zasad przemienności mnożenia w matematyce można to w bardzo prosty sposób obliczyć jako 5kmx5pętel=25 km. Pogoda do biegu była idealna, około 20 st. słońce starało się przedzierać przez chmury, ale nam w lesie to i tak nie robiło szczególnej różnicy.

Bieg udało mi się ukończyć, ba. nawet z całkiem niezłym, jak na pierwszy tak długi bieg, wynikiem. Ważniejsza jest za to lekcja, której się nauczyłem.

Runpiotrekrun mówią. No to poleciałem 25 km. Tuż po.
Po pierwsze, szybko wyszły na jaw błędy żywieniowe. Co prawda od poniedziałku nie jadłem mięsa, a przed samym biegiem faszerowałem się węglowodanami. Wychodzi na to, że nie tymi co trzeba. Wczoraj nie oparłem się pokusie i zjadłem porcję frytek z Fabryki Frytek na Złotej 3. Te frytki mi się dziś czkawką odbiły i skakały mi w żołądku od mniej więcej 7 km do końca. Na śniadanie dziś natomiast zjadłem owsiankę z orzechami i rodzynkami. W którymś z artykułów na bieganie.pl przeczytałem, że w dniu biegu należy zjeść to co zwykle. A ja zwykle jem właśnie tę cholerną owsiankę. Ona pewnie też dołożyła swoje 3 grosze... Następnym razem zjem jednak coś, co się znacznie szybciej trawi, coś kalorycznego ale płynnego. Może jakiś smoothie z miodem albo dżem? Myślę sobie też, że może przyczyną takiego zachowania żołądka mogło być coś innego? Na 40 min. przed biegiem zażyłem PowerBomb od PowerGym, a do startu biegu faszerowałem swoje ciało energią przy pomocy izotoniku domowej roboty - na 0,5 l wody dałem 40g miodu, cytrynę i 1/5 łyżeczki soli...Faktycznie energia była przez cały bieg. Cieszy to, że nie opadłem z sił. Na mniej więcej 18 km wciągnąłem jeszcze energy żel który targałem ze sobą w pasie biodrowym. Spróbuję następnym razem pobiec bez PałerBomby, bo to może ona powoduje dyskomfort żołądkowy.

Słyszałem opinie niektórych ludzi, że w biegu ważną role odgrywają nogi. Moje nogi szły dziś jak natchnione, a to głowa je pohamowywała w zamiarach. Wyjątkowo nie odmówiły posłuszeństwa, nawet się nie zorientowały, że wykorzystałem je w większej mierze niż dotychczas. Może ten bieg był na tyle szybki, że nie zdążyły zauważyć, że takich dystansów w zawodach jeszcze nie biegały (w górach po ok. 30-34 km ale nie w biegu jednostajnie przyspieszonym). Spisały się na medal, w ani jednym momencie nie poczułem skurczu łydki czy bólu innego kolana. Teraz za to czuję, że je mam. W sensie że nogi, a zwłaszcza kolana. Myślę, że rozciąganie pomoże i jutro zrobię 10km rozruchu.

Strategia. Ponieważ nastawiałem się na trening nie na wynik, to myślałem, że nie będzie miała znaczenia. Ale ale... Jakaś strategia musi być. Ustaliłem ją po pierwszym kółku, po 5 km. Pierwsza piątka pękła w 27 minut więc zdecydowałem, że będę biegł w tempie narastającym. Każde następne kółko miało być szybsze o minutę od poprzedniego. I do 15 km strategia się realizowała po czym hm. (...) bombki strzelił czyli "i w pizdu wylądował". Aczkolwiek tempo narastało do samego końca. A wyglądało to tak:
5 km.  - 27 min                    (27)
10 km  - 53 min                   (26)
15 km  - 1 h 18 min              (25)
20 km  - 1 h 42 min 32 sek    (24.32)
25 km  - 2 h 06 min 42 sec    (24.10)

Kolejnym ważnym punktem w biegu długodystansowym biegacza jest jego siła. Jest lepiej, ale wciąż daleko od optimum. Trzeba wzmocnić brzuch, barki i ręce. W tym zakresie liczę na zajęcia z Crossfitu z www.obozybiegowe.pl

Last but not least - nigdy nie biegaj zawodów z półlitrową butelką wody w pasie biodrowym! Obija się to cholerstwo i dodaje dodatkowego balastu. Zbędnego, bo co 5 km była woda i Powerade - do wyboru do koloru. A niewielką tubkę żelu energetycznego można targać w ręku. 

Acha, bo zapomniałbym. Naturalnie czas wykręciłem 2.06.42. To dobry prognostyk przed półmaratonem w Łowiczu. 

A w planach na urodzinowy dzień jest jeszcze rozciąganie... Porządne, a co !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz