Nie wytrzymałem. Było piątkowe popołudnie, w planach tygodniowy wyjazd służbowy do Krynicy-Zdrój, a po powrocie, w pierwszy weekend października dwa biegi - w sobotę 10 km w GPW i w niedzielę 10 km w Biegnij Warszawo. Po dwóch tygodniach choroby moja forma była wielką niewiadomą, a ja przecież chcę się rozprawić z 43 minutami na Kabatach. Nałożyłem getry, wzułem Asicsy, pochłonąłem izotonic i wyznaczyłem cel - bieżnia. Poza nieregularnym katarem i sporadycznym kaszlem nic mi już nie dolegało. Dosyć tej profilaktyki.
Na bieżni nie był tłoku, raptem 5-6 biegaczy. Ilekroć tam jestem zastanawia mnie bieganie rekreacyjne w tym miejscu, bo na taki rodzaj wysiłku ich bieganie z reguły wygląda. Miałem wrażenie, że patrzyli na mnie jak na ufo, gdy po 2,4 km rozgrzewki zacząłem trzaskać szybkościówki 200/200 w czasie 34-37 sekund. Po nich było jeszcze 1,6 km rozbiegania, rozciąganie i znów czułem ich wzrok na sobie. Wtedy uświadomiłem sobie, że jeszcze rok temu ja byłem zupełnym laikiem i zachodziłem w głowę dlaczego niektórzy pędzą na łeb na szyję po tym tartanie by później zwolnić. I dlaczego na boga oni intensywniej rozciągają się po, niż przed bieganiem...? Dziś jestem już o rok mądrzejszy, ale wciąż świadom swojej niewiedzy i niedoświadczenia.
W sobotę miałem zamiar spróbować swoich się w Parkrun w Skaryszaku, ale jednak odpuściłem. Będzie jeszcze mnóstwo okazji na próbę sił na dystansie 5 km. O niedzieli nie chciałbym pisać. W niedzielę 8,5 tysiąca ludzi ukończyło 35 PZU Maraton Warszawski, a Wilson Kipsang z Kenii podczas 40 BMW Maratonu Berlińskiego ustanowił nowy rekord świata w maratonie ulicznym z czasem 2.03.23. Nie uczestniczyłem ani w jednym ani w drugim wydarzeniu. Z niezrozumiałym uczuciem zazdrości, że oni już biegną maraton, a ja nie, oglądałem relację z Berlina. Nawet myśl, że za rok ja mogę stać się częścią tego tłumu nie stała się pocieszeniem. By nie czuć się aż tak źle, zrobiłem trening WB2 na dystansie 15 km ze średnim tempem 5 min/km.
Dziś jako biegacz wracam z Krynicy-Zdrój zadowolony. Pomimo napiętego programu całotygodniowej konferencji udało mi się nie popełnić błędu z Rzeszowa i wykonać 2 treningi. A treningi były konkretne. Nie wiedziałem dużo o Krynicy górskiej, ale istotną informacją, która tkwiła w mojej świadomości było to, że w Krynicy jest Jaworzyna Krynicka. Góra ze szczytem na wysokości 1114 m.n.p.m i z przepiękną kolejką gondolową. Faktycznie kolej robi wrażanie, ale ja poprzestałem na zachwytach wizualnych-nie skorzystałem. Dwukrotnie podbiegłem na szczyt i z powrotem. Trasa liczyła 4,25 km, czyli 8,5 km wte i wewte. Wte to ciągły podbieg z jednym około 200 metrowym wypłaszczeniem, wewte ciągły zbieg z tym samym wypłaszczeniem. Owo wypłaszczenie, krótkie bo krótkie, ale okazało się zbawienne w skutkach zarówno w jednym kierunku jak i w drugim dostarczając chwilę wytchnienia. Trasa wymagająca, inna niż te, które pokonywałem w Karkonoszach. Na odcinku 3 km kamienista, w pozostałej części droga piaszczysta, a u dołu asfalt. Trasę w górę pokonywałem dwukrotnie w czasie około 40 minut, w dół nawet nie wiem, bo nie mierzyłem - nie czas się liczył. Na górze temperatura minus 2 stopnie, wiatr. Dlatego nie zabawiałem tam długo. Szybka herbata w gospodzie i powrót.
Większość trasy była kamienista |
Widoki za mną wynagrodziły trudy wbiegu |
Z niepokojem czekam na jutrzejszą dychę w GPW. Niepokój związany jest z lewym kolanem, a ściślej z bólem w zewnętrznej jego części. Ból nie jest dokuczliwy, nie jest silny i nie jest regularny. Nie boli podczas biegu czyli nie powstaje na wskutek nacisku. Boli podczas schodzenia ze schodów oraz prostowanie kolana podczas siedzenia. Ból fizyczny nie jest duży, bardziej martwi mnie to, że nie wiem z czym jest związany ani czy tak jak sam nagle przyszedł to także sam odejdzie? Czy będzie potrzebna wizyta u specjalisty? Czy biegając, a nie czując wtedy bólu pogarszam sytuację? Czy mam odpuścić GPW i Biegnij Warszawo?
Na szczycie Jaworzyny Krynickiej 1114 m.n.p.m. Temperatura -2 st., siarczysty wiatr |
O udziale w jutrzejszym GPW zdecyduję podczas jutrzejszej rozgrzewki. Mam jednak nadzieję, że kolano do tego czasu sobie odpuści. Bo jak nie urok, to przemarsz wojsk. Takie życie biegacza...
Tymczasem mijamy Janki i wreszcie wjeżdżamy do Warszawy :) Fakt ten mnie niezmiernie cieszy. Warszawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz